-

Maginiu

Najmłodszy brat, Kazimierz

Załączam - w te smutne dni wojny na Ukrainie - fragment wspomnień Konrada Millaka, pułkownika, weterynarza wojskowego. Był stryjecznym dziadkiem mojej żony. Wspomnienia zawarł  w obszernej pracy "Kwiaty dla Anny, Warszawa - Dorpat - Kresy, 1886 - 1920". ISBN 83-88329-72-3. Książka liczy 432 strony.  Wspomniany niżej brat Henryk, to wojskowy lekarz, zginął w Katyniu.  Trzeci brat Jan, zginął w Oświęcimiu. Konrad Millak zmarł w 1969 roku.

--------------------------------------------------------

Najmłodszy brat, Kazimierz, w początkach roku 1919, również z Ukrainy powrócił do kraju i zapisał się na prawo w Warszawie. Wkrótce potem, w myśl uchwał młodzieży akademickiej, zgłosił się do pułku piechoty Legii Akademickiej, skąd wyznaczono go do Szkoły Podchorążych Piechoty w Warszawie. Przeszedł skrócone dwa kursy szkoły, w 1920 roku otrzymał nominację na podporucznika i został zatrzymany w szkole jako instruktor. W połowie lipca zgłosił się na front i otrzymał przydział do 136 Pułku Piechoty znajdującego się na wschód od Lwowa. 

20 lipca kilka osób najbliższych żegnało go na Dworcu Wileńskim, skąd odjeżdżał.  Wyglądał doskonale. Był wysoki, o pół głowy wyższy ode mnie. On i towarzyszący mu ordynans, ochotnik, chłopak kilkunastoletni byli umundurowani i wyekwipowani ze skończoną pedanterią szkoły oficerskiej, jak na paradę. Wszystkie guziczki dopięte, rzemyki pozwijane nad sprzączkami plecaków,  oporządzenie, broń, mundury feldgrau - wszystko mówiło, że szkoła wysyłając swojego oficera-instruktora na front starała się,  żeby mógł być wzorem regulaminowego wyekwipowania bojowego. [...]

Ściskałem serdecznie najmłodszego brata i przy ostatnim uścisku nachyliłem się mu się do ucha i szepnąłem:

- Wróć z tarczą, Kazimierzu kochany. 

Po chwili pociąg zaczął sunąć zwolna. Z okna wychylała się jeszcze długo uśmiechnięta twarz i ręka Kazimierza ze znakami pożegnania. [...]

Chyba 28 lipca przyszła do mnie depesza: podporucznik Kazimierz Millak zginął dnia 24 lipca pod Żółkwią. 

--------------------------------------------

[...] We wrześniu miałem ciężkie przeżycie. 

Postanowilismi sprowadzić zwłoki Kazimierza i pochować w grobie rodzinnym na cmentarzu bródnowskim, gdzie już leżeli Helunia i Tadzio. 

Dostaliśmy z pułku wycinek mapy okolic Żółkwi, z oznaczeniem miejsca, gdzie pochowano Kazimierza. Pojechalismy we dwóch, z Henrykiem. Występował w tym przypadku nie tylko jako brat, ale i lekarz.  Ułatwiło to bardzo dopełnienie  smutnego zabiegu. Zabraliśmy ze sobą trumnę metalową. 

Miejscowa ludność wskazała miejsce, gdzie pochowano oficera. Miejsce mogiły zgadzało się z oznaczeniem na mapie. Tuż przy drodze, na niewielkim wzniesieniu, usypana była mogiłka z piasku z prowizorycznym krzyżem zbitym rękami żołnierzy. 

Ciało Kazimierza zawinięte było w płaszcz żołnierski. Henryk odsłonił głowę. Rysy twarzy już się trochę rozpłynęły. W czaszce widniała rana. 

Przenieśliśmy z Henrykiem zwłoki Kazimierza na płaszczu do trumny. Włożyliśmy do niej trochę przygotowanych kwiatów.  Odmówiliśmy modlitwę. Zalutowano wieko.  Henryk przeciągnął taśmy i nałożył pieczęcie. 

Był piękny słoneczny dzień wczesnej jesieni. 

W kilka dni później odbył się pogrzeb Kazimierza w Warszawie z kościoła garnizonowego na Miodowej - na Bródno. Ostatnią drogę odbył na umajonej lawecie armatniej. Towarzyszyła mu do grobu kompania piechoty z orkiestrą.  Prezentowała broń przy spuszczeniu trumny.

Obrzędem tym we wrześniu 1920 roku zakończył sie w naszej rodzinie sześcioletni okres, rozpoczęty w 1914 rok wybuchem wojny światowej. Z wielkiej katastrofy dziejowej, rodzina wychodziła stosunkowo obronną ręką. Żyli rodzice, pozostawało nas czterech braci i siostra.



tagi:

Maginiu
4 marca 2022 18:06
2     895    12 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Paris @Maginiu
4 marca 2022 20:42

Dziekuje,

zaloguj się by móc komentować

K-Bedryczko @Maginiu
4 marca 2022 21:42

Zazdroszczę Panu tej rodzinnje pamięci, ja znam tylko strzępki z opowieści Babć a dziadkowie milczeli.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować