Dobre nazwisko
Уважаемый товарищ директор! Ten zwrot z języka rosyjskiego - który znaczy tyle co "szanowny towarzyszu dyrektorze" - utkwił w mojej pamięci już chyba na wieki wieków. Związany jest z pewnym wydarzeniem sprzed już prawie pół wieku. I mimo, że wiele szczegółów po tak długim czasie zatarło się w mojej pamięci, to ten zwrot pamiętam doskonale - bo yважаемый товарищ директор odegrał w nim decydującą rolę. A było to tak.
W 1974 roku ożeniłem się i zamieszkaliśmy z żoną u mojej mamy w jednym dwunastometrowym pokoiku - czekając na mające się narodzić dziecko i na przydział spółdzielczego mieszkania. Trochę zarabiałem w biurze projektów, trochę pieniędzy przywoziłem z pracy na farmie w Szwecji - ale nie było za bardzo na co ich wydawać. Mieszkania , które by pochłonęło dowolną sumę, nie mieliśmy, a mały Fiat nam wystarczał. Co tu robić, co tu robić - a może by tak kolorowy telewizor kupić? Tak Kochanie - to świetny pomysł!
Pokoik malutki, więc olbrzymi ruski Rubin odpadał. I wtedy nagle, przypadkiem, natknąłem się u znajomych na oszałamiającą, cudowną rzecz! Był to przepiękny, malutki, zgrabniutki telewizorek kolorowy z dwunastocalowym ekranem. Nazywał się Электроника Ц-430. Literka Ц oznaczała oczywiście Цветный, czyli kolorowy. Byłem zauroczony, ja prostak wychowany na Wiśle, Belwederze i Neptunie. Ale powstał od razu problem - te ruskie Elektroniki nie były importowane do Polski, były natomiast przywożone na handel przez prywatne osoby. "Życie Warszawy" z działem ogłoszeń "sprzedam" błyskawicznie pomogło i już następnego dnia Электроника stała w naszym pokoiku.
Niestety, radość nasza trwała krótko, może kilka godzin. Po tym czasie telewizorek wyzionął ducha. Nikt nie chciał i nie potrafił go naprawić. Znajomi u których po raz pierwszy go zobaczyłem, poradzili mi, że na Bródnie, w pewnym bloku przy Wysockiego jest facet, który ich telewizorek naprawiał już... kilka razy i zawsze dał radę. Ożeż ty! Dlaczego nie chwaliliście się wcześniej co kupiliście?
Adres był szeptany. Pojechałem, potem znowu po odbiór - działa! Ale - cholera! - znów tylko kilkanaście dni. Cóż - powiem tylko, że na Bródno jeździłem kilka razy, aż wreszcie Электроника się zlitowała i jak pieprznęła, to tak, że wysiadł kineskop.
Co tu robić, co tu robić...
Wymyśliłem, że z głupia frant wyślę telewizor do producenta, był to Позитрон, Научно-производственное объединение; Ленинград
W pracy w naszej pracowni zatrudniony był starszy pan, inżynier, w czasie wojny był wywieziony do Rosji, potem udało mu się dostać do armii Berlinga, przeszedł cały szlak od Lenino do Berlina. Mniejsza o to, najważniejsze było, że znał doskonale rosyjski. Poprosiłem go o napisanie - w moim imieniu - listu do tej fabryki z prośbą o naprawę gwarancyjną.
Napisał, pamiętam tylko, że list zaczynał się "Уважаемый товарищ директор!"
Zapakowałem list do paczki z telewizorem i poleciałem do kolejowego urzędu celnego na Żelazną, aby ją wysłać do Leningradu. Ciężki idiota ze mnie - nie wiedziałem na co się porywam. Okazało się, że paczka jest niebezpieczna (telewizor może wybuchnąć), że musi iść frachtem, że będę musiał zapłacić cło, jeżeli telewizor nie wróci do Polski, że źle ją zapakowałem i że jeszcze sto rzeczy. I tak stałem jak pierdoła przed ta kobietą w urzędzie celnym... A ona dalej przeglądała moje papiery.
Nagle! Znieruchomiała.
Powoli odłożyła papiery na biurko, uśmiechnęła się. I spytała: czy ma pan jakąś rodzinę w urzędzie celnym? I ja, w tym momencie, w jakimś nagłym olśnieniu przypominam sobie , że... tak! Wiem!
Tu muszę po krótce wyjaśnić, co mnie tak olśniło. W "Życiu Warszawy" regularnie prowadzona była rubryka "Dziś pytanie, jutro odpowiedź", czytelnicy zadawali różne pytania, a wybrani wysocy urzędnicy różnych instytucji wyjaśniali ich wątpliwości. Ja mam bardzo rzadko spotykane nazwisko, a tam urząd celny reprezentował zawsze jego dyrektor - to zapamiętałem - Kazimierz Maginiu.
Więc w tym olśnieniu mówię: tak, stryjek Kazimierz tu pracuje.
Pani z uśmiechem poprosiła, żebym na chwilę wyszedł z pokoju. Ale przez drzwi słyszałem, jak telefonuje i mówi dramatycznym głosem: pani Jadziu! Tu kuzyn dyrektora Maginiu jest z przesyłką! Trzeba mu natychmiast pomóc, przepakować i pociągiem ekspresowo wysłać.
No i paczka rzeczywiście zniknęła ekspresowo. Minął miesiąc, drugi, trzeci, ja już dostałem wezwanie by zapłacić cło za wysłany do Leningradu telewizor - aż tu nagle jest! Wrócił! Rozpakowuję - działa, naprawiony.
Radzieccy towarzysze nie zawiedli...
Ale co to, co to? Znowu Электроника nie działa.
Historia ta nie miała dalszego ciągu. A nazwisko więcej razy też już się nie przydało...
tagi:
![]() |
Maginiu |
2 lutego 2025 19:14 |
Komentarze:
![]() |
gabriel-maciejewski @Maginiu |
2 lutego 2025 19:21 |
Nie wierzę. Poszedł Pan na cło wysłać ruski telewizor kupiony na lewo do samego Leningradu?!!!!
![]() |
Maginiu @gabriel-maciejewski 2 lutego 2025 19:21 |
2 lutego 2025 19:42 |
Aj tam, aj tam, od razu na lewo... Nie wiem czy Pan pamięta rubryki ogłoszeń w Życiu Warszawy, zwłaszcza lata siedemdziesiąte, były tam zawsze setki ogłoszeń, a wydanie niedzielne to było kilka stron maczkiem. To był rynek równoległy.
![]() |
MarekBielany @Maginiu 2 lutego 2025 19:42 |
2 lutego 2025 19:59 |
Sprzedam błam karakułowy.
Przypominało to trochę alfabet morsa. Tak to teraz zobaczyłem.
P.S.
napewno sprzed czerwca 1974 roku
:)
![]() |
Magazynier @Maginiu |
2 lutego 2025 20:12 |
Moi rodzice mieli taki sam telewizorek. Ten pracował ze dwa lata, chyba, nie chcę skłamać. Ale dłużej niż pana. Ponieważ moja mama jest rodowitą moskwiczanką, pojechała a ja z nią na odwiedziny do swoich rodziców latem 1988. Pieriestrojka całą gębą. Pisałem o tym na blogu. Ściema podszyta nicością i nieziemskim upałem, rzekłbym piekielnym. Trochę pozwiedzałem. Pojechaliśmy oczywiście zahandlować dżinsami. Potrzebowałem kasy na bilet do Stanów.
Nikt z nas nie wpadł na tą genialną ideę pt. uważajemyj tow. diriektor. Ktoś tam próbował to naprawić. Nie pamiętam czy naprawił i czy my to z powrotem wieźliśmy, czy zostawiliśmy na śmietniku. Najważniejszy był budżet na bilet za wielką wodę.
![]() |
gabriel-maciejewski @Maginiu 2 lutego 2025 19:42 |
2 lutego 2025 20:22 |
W 1974 miałem pięć lat.
![]() |
MarekBielany @gabriel-maciejewski 2 lutego 2025 20:22 |
2 lutego 2025 20:27 |
prl trzydzieści.
Młody był.
![]() |
psysed-Jo-do-Wos-z-Hal @Maginiu |
2 lutego 2025 20:48 |
Świetna historia,
nie wiedziałem, że we wspólnym rynku RWPG były granice celne. Czyli nie było to takie EWG, tylko lepsze, ale jak wszystko u bolszewików było na niby.
![]() |
Maginiu @Magazynier 2 lutego 2025 20:12 |
2 lutego 2025 21:27 |
Nikt z nas nie wpadł na tą genialną ideę pt. uważajemyj tow. diriektor. W moim przypadku Уважаемый товарищ директор pomógł, bo został wzięty pod włos. Aż из Польши przysła przesyłka, gdzie w dołączonym piśmie w najwiekszych superlatywach chwalono produkt zakładu Позитрон. Że taki świetny, taki doskonały odbiór, wspaniałe kolory - i tak pechowo się zepsuł! Oczami wyobraźni widziałem jak zbiera się tam aktyw partyjny zaskoczony problemem товарищa директорa i dyskutują jaką tu podjąć decyzję. Bo jeszcze nigdy z takim problemem się nie zetknęli i może lepiej spytać pуководство в Москве?
Bo to trwało prawie pół roku...
Ale niech tam! - oddaję im, stanęli w prawdzie.
Jest inny wątek tej całej sprawy, czysto techniczny. Bo ja wtedy pracowałem w biurze projektów projektującym zakłady produkcji półrzewodników w Polsce (CEMI i nie tylko) i w zasadzie zdawałem sobie sprawę z jakości elektroniki - z podziałem na światowe kierunki. Wiedziałem z pracy w biurze projektów, że rosyjska elektronika to jest poziom jakościowy o kilka rzędów niższy niż w przodujących krajach.
Wtedy czołowi światowi producenci tzw. elementów dyskretnych i układów scalonych mierzyli ich wadliwość w ppm (part per milion - ilość wadliwych elementów na jeden milion wszystkich) i wynosiła ona po kilka ppm. Czasami kilkanaście - zależy jaki produkt. Jeżeli taki wyrób jak telewizor składa się np. ze stu elementów dyskretnych, to jego wadliwość jako całość będzie sumą wadliwości wszystkich elementów dyskretnych w nim zamontowanych. Czyli np. w przypadku japońskich telewizorów Sony ich wadliwość mogła wynosić 300-500 ppm. Na milon szt telewizorów psuło się do 500 szt. Żyć nie umierać! - można je wysyłać na cały świat, serwisy gwarancyjne będą prawie bezrobotne. Ale radzieckie elementy dykretne miały wadlowość nie mierzoną w ppm, nawet nie w promilach, ale często w procentach. Więc była stuprocentowa pewność, że radziecki telewizor musi się zepsuć podczas eksploatacji. I to w dodatku nie raz, ale kilka razy. Czy pamiętacie radzieckie Rubiny? Każdy właściciel musiał wzywać serwis do ich naprawy po kilka razy.
A ja, ciężki naiwniak zauroczony naprawdę ładniutką Elektroniką, przestałem mysleć.
To tak jak z ładną kobietą...
![]() |
Maginiu @MarekBielany 2 lutego 2025 20:27 |
2 lutego 2025 21:37 |
Zgadza się. A młody to głupi...
![]() |
OjciecDyrektor @psysed-Jo-do-Wos-z-Hal 2 lutego 2025 20:48 |
2 lutego 2025 21:59 |
Były także tzw. ruble transferowe,....coś jak wspólna walutowa, po szalenie zawyżonym kursie. Stąd każdy (poza ZSRR) wolał robić wymianę barterową, niż rozliczać się w rublach transferowych
![]() |
BTWSelena @Maginiu 2 lutego 2025 21:27 |
2 lutego 2025 22:08 |
"Czy pamiętacie radzieckie Rubiny? Każdy właściciel musiał wzywać serwis do ich naprawy po kilka razy." ---o Matko Jedyna ! -- ten cud radzieckiej techniki ,jakże by nie pamiętać -niektóre serie świetnie się paliły...najbezpieczniej było ogladać z gaśnicą.
"Telewizor Rubin dość mocno się nagrzewał, dlatego zimą mógł być również używany jako grzejnik. Otrzymał legendarny przydomek „Zemsta Stalina”, ponieważ wielokrotnie odnotowywano samozapłony lub eksplozje. Oczywiście zabronione było publiczne krytykowanie sprzętów pochodzących z ZSRR. To właśnie z tego względu pojawiła się teza, że wadliwe modele były produkowane w Polsce. "
W Bydgoszczy straż pożarna ,po kilku pożarach -wydawała instrukcje ,aby telewizor był zawsze pod nadzorem przy odbiorze,ale po tej odezwie cenzura wkroczyła i straż bez instrukcji juz grzecznie gasiła...........
![]() |
Matka-Scypiona @Maginiu |
2 lutego 2025 22:46 |
Nieźle! W rodzinie mojego męża był wujek, który mieszkał na takim zadupiu w Polsce, że latami nie mógł się doczekać elektryfikacji. Któregoś dnia napisał list do samego brezniewa, gdzie przypomniał mu, że walczyli razem na Małej Ziemi i żeby pomógł mu w sprawie prądu. Nikt nie wie, czym towarzysz Brezniew dostał ten list, ale w niecały miesiąc był już prąd. Wydarzenie całkowicie prawdziwe., choć z tą wspólną walka to był kit.
|
Zyszko @Maginiu |
3 lutego 2025 09:32 |
Świetnie się czytało Pański tekst, dziękuję !
![]() |
atelin @Maginiu |
3 lutego 2025 10:06 |
Piękne miał Pan problemy w 1974 roku. Ja wówczas miałem 8 lat i byłem zakochany w koleżance z klasy.
![]() |
szarakomorka @Maginiu |
3 lutego 2025 11:26 |
Trochę później bo w latach 80 kiedy aby cokolwiek kupić trzeba było mieć znajomości albo bez pewności zakupu ustawić sie w kolejce, którą codziennnie sprawdzał komitet kolejkowy składałem telewizor kolorowy. Część płytek kupilem na funkcjonujacych wtedy giełdach elektroniki (np. we Wroclawiu, część jak rownież obudowę sam robiłem .
Największym problemem były kineskopy, które według rozeznania można było kupić na Wolumenie w Warszawie od faceta szmuglujacego je z Czechoslowacji.
Do dzisiaj pamiętam moją podróż przez całą Polskę, czekanie na dworcu w Warszawie aby ok drugiej w nocy pojechać autobusem na bazar na Wolumenie i być pierwszym do upragnionego kineskopu.
Później podróż taksówką do, której załadować (chyba to było 36 cali w opakowaniu) nie było łatwo i na kilkukrotne podejścia do załadowania go przez drzwi pociągu na Warszawie Wschodniej. W końcu się udalo i po całodziennej podróży wylądowanie w domu. (Przed domem mało co nie rozbiłbym go, gdy zsunął mi się na ziemię z takiego wózka/torby na kółkach.
Służył mi jeszcze w czasch gdy pojawiły się LEDy 50calowe.
Gdy wspminam nieraz moim wnuczkom, sam się uśmiecham a one nie moga wyjść z podziwu, że takie rzeczy miały miejsce.