-

Maginiu

Cisza leczy - notka muzyczna.

Długo zastanawiałem się, czy napisać ten tekst. Już sam tytuł był wielkim znakiem zapytania - bo może lepszy byłby inny, np. Brodawka Vatera? A może jeszcze inaczej? I po co pisać o tym co mnie spotkało, skoro w tym prawdziwym świecie, gdzieś tam pozostawionym,  tak się zakotłowało i tyle ważnych rzeczy się dzieje? Kogo to może zainteresować? Może całkiem  to nie ma sensu, przecież już przez miesiąc nie zaglądałem do SN... A tu - proszę! - tematy kobyły. A ja pitu, pitu...

Tym nie mniej zniknąłem  naprawdę  z mojego świata na wiele, wiele dni i znalazłem się w innym świecie -  świecie równoległym, którego nie znałem i zupełnie nie wiedziałem, jak funkcjonuje. 

Kiedy z temperaturą ponad czterdzieści  stopni wylądowałem w szpitalu w O. w pierwszy dzień świąt wielkanocnych, szybko skierowano mnie na oddział interny. Ale wpierw szybciutko wetknięto mnie na  rtg. 

Tuż za wejściem  na oddział, na ścianie korytarza wisi duża tablica z napisem: "CISZA LECZY'. Na korytarzu stoi rząd łóżek - dziwne... - wszystkie puste. Czy jedno będzie moje?

-"Siostro! K.....! Pomocy!". Ktoś krzyczy...

Jednak sala. Cztery łóżka. Tylko jedno wolne - więc moje. Obok mojego leży na łóżku staruszek, cichutki, nie rusza się, pampers, cewnik. Naprzeciwko dwóch, chyba kumple, jeden cały w sznytach, nawet na plecach. Jeśli się odzywa, to zaczyna od k.... Drugi wygląda na stuprocentowego menela. Obydwaj łażą, są ruchliwi, cały czas gadają. Mięcho.

Biorą mi krew, wkłuwają mi wentfol i podłączają jakąś kroplówkę. 

Wchodzą siostry, nie wiem, może salowe, idą do szafki menela, a tam... piwo. W puszkach. Stoi. -"Piotrek! To my ci krew przetaczamy, a ty  piwko popijasz?" _"A co to k.... szkodzi, to piwo. Odp... się.". -"Nie ma tak, zabieramy". - "Och rzesz wy w .... .....  ........!"

Podłączają mi drugą kroplówkę.

Z korytarza uporczywe -"Siostro! K.....! Pomocy!".

Dziargany włącza coś co warczy jak kompresor, zakłada maskę  i długo coś wdycha. Potem menel z dziarganym wychodzą, wracają, śmierdzą papierochami.

Podłączają mi trzecią kroplówką, na wieszaku czeka też już czwarta, mniejsza. 

Zapach jedzenia. Chyba obiad. Nie, nie, nie mogę. Nic. Nawet pić. Mineralna smakuje jak pomyje.

Przychodzi pani doktor, miła, mówi, że to nie zapalenie płuc, że podejrzewają trzustkę.

Trzustka! Och ty w życiu. Przecież ten  Jobs z Appla też zachorował na trzustkę. A kasy miał jak lodu. I co? I nic nie pomogło!

Czarne myśli. 

Z korytarza uporczywe -"Siostro! K.....! Pomocy!".

Do wieczora jeszcze dwie kroplówki, pobranie krwi, kolacji nie jem, o północy kolejna kroplówka. Cichego  staruszka trzy salowe przewijają, a niech to.  Dziargany wrzuca do automatu stos monet, telewizor działa do trzeciej nad ranem.

Z korytarza uporczywe -"Siostro! K.....! Pomocy!".

Rano menel ma zerwane dwa wentfole, coś ma z głową bez alkoholu, przywiązują mu ręce bandażami do łóżka, potem podają krew. Drze japę na cały szpital "K...! Pomocy! Halo! Pomocy! Muszę pasy nakarmić! "-"wy sk......, to tacy jesteście koledzy, że nie chcecie mnie odwiązać?" Dziargany na to "K.... Jaki ty mój kolega? Znamy się dwadzieścia godzin. Wy......." Do mnie mówi -" K.... Przyprowadził go na SOR kumpel i uciekł". Ale Piotrkowi menelowi zaliczam na plus to martwienie się o psy. 

Pobiraja mi krew, kroplówki, do północy dwanaście różnych. 

Następny dzień sympatyczna pani doktor mówi, że będzie USG i tomograf. Może coś się wyjaśni.. Pobierają krew.

Menel drze japę na cały szpital bez przerwy. Kolejne kroplówki.  Nic nie jem, próbowałem się napić mineralnej, nie dałem rady.

Z innnego  pokoju, poprzez korytarz uporczywe -"Siostro! K.....! Pomocy!".

Zrobili mi USG. Chciałem na własnych nogach - nie, trzeba na wózku.

Wieczorem biorą znowu krew.

O północy ostatnia kroplówka. 

Menala zabierają z pokoju daleko gdzieś, ale nadal go słychać. Dziargany wychodzi ze szpitala. Na jego miejsce nowy cichy staruszek, pampers, cewnik.

Trzeci dzień - o rany, wszystkie łóżka na korytarzu zajęte. Same kobiety. No tak, święta się skończyły. Na wsi święta bez gospodyni? Wszystkie starsze, styrane. Na miejsce menela trzeci cichy staruszek, także pampers, cewnik. Niedobrze.

Pobranie krwi, kroplówki.  Tomograf. Jutro ma być rezonans, na tomografii nic nie widać. Martwię się bardzo tą trzustką. Leżę obserwując pajączka na suficie, nie mam do kogo się odezwać.  Przyjeżdża rodzina, pocieszają jak umieją. 

Menel ucichł.  

Cichy staruszek obok mówi! Przyszła rodzina, mają gospodarstwo rolne, staruszek dopytuje się co tam w domu. Pojutrze ma wyjść!

Nowy dzień, pobranie krwi, kolejne kroplówki. Rezonans. Sympatyczna pani doktor mówi coś dziwnego, jakieś dziwne nazwy - "To brodawka Vatera i uchyłek dwunastnicy". No przecież, wszystko jasne!  Efekt - ostre zapaleni trzustki. - "Na razie leczymy zapalenie, a dalej to szukamy dla pana specjalistycznej placówki, gdzie takie rzeczy się naprawia".

Kroplówki za kroplówkami, piąty dzień, menel wraca do pokoju, już nie chodzi, nie krzyczy, przetaczaną mu dwa razy dziennie krew. Jedyne co mu dobrze wychodzi, to chrapanie w nocy. 

Szósty dzień, krew, kroplówki, z nikim w pokoju nie ma kontaktu, nadal po suficie chodzi pajączek, obserwuję go cały dzień. Co on tam je?

Pojawia się w pokoju odwiedzający - starszy kulturalny pan, dziwne, próbuje coś zagadać do Piotrka menela, nic z tego. Na korytarzu zagaduje mnie, co z nim się tu działo, że jest w takim stanie. Okazuje się, że to jego brat. Opowiada -"nas jest trzech braci, z małego gospodarstwa w M. Ojciec starał się nas wykierować na ludzi, wykształcić. Ja skończyłem medycynę, teraz już jestem na emeryturze, drugi brat ma techniczne wykształcenie, świetnie mu się powodzi za granicą, a Piotrek nie chciał się uczyć, tylko kumple i gorzała. Ojciec umarł, potem dwadzieścia lat temu matka, Piotrek został sam, nie ożenił się. I pił. Był czas, że miał dziesięć psów. Teraz ma trzy. Załatwiłem, że sąsiedzi się nimi opiekują..."

_"Jezu! Jezu! Siostro, umieram." . Z korytarza.

Siódmy dzień, a w zasadzie noc - a niech to, pikawa mi nawala, migotanie przedsionków. Rano EKG, miła pani doktor mówi, że będą umiarawiać. Dwanaście lat nie miałem migotania, a teraz akurat mi to potrzebne jak umarłemu kadzidło. Dochodzą nowe kroplówki.

_"Jezu! Jezu! Siostro, umieram." 

Menela karmią salowe, ale coraz gorzej z nim. Miła pani doktor przychodzi, sama mu myje twarz, karmi długo i starannie, tak by wszystko zjadł. Jestem pod wrażeniem.

Leżę i obserwuję pajączka, jedyna rozrywka to zmiana pampersów u trzech współlokatorów. Pikawa powoli się umiarawia.

Ósmego dnia dostaję coś na zlikwidowanie odruchu wymiotnego. O dziwo, zaczynam jeść i pić. Jem nawet szpitalne jedzenie, które przedtem pachniało  pomyjami. 

Staruszka obok zabierają do innego szpitala, na jego miejsce przywożą innego, nie wygląda na styranego rolnika jak wszyscy inni. Jest przytomny, czasem coś powie. Mierzą mu cukier, ma siedemset. Pytam sanitariusza, jak to możliwe. -"Oooo, prosze pana, to nic wielkiego. Nasz rekordzista miał osiemset pięćdziesiąt!" Podłączają mu pompę z insuliną, pompa bzyczy i popiskuje.  Wieczorem wnuczka przywozi mu worek paluszków z popcornu i ciasto. Zgred wydaje rozkazy, co by tu jeszcze  chciał. Rąbie paluszki jeden za drugim, potem jeszcze kolację. Efekt jest piorunujący. Salowe walczą, przychodzi miła pani doktor. Mówi do mnie - "To może my pana zabierzemy na korytarz?" Nie wiem, co zobaczyła w mojej twarzy, ale od razu mówi - "Ok, to my tego pacjenta zabieramy na tą noc na korytarz."

Noc spokojna, tylko z daleka uporczywe wielogodzinne, ale ciche  -"Wy sk...., pomóżcie wreszcie?".

Dziewiąty, dziesiąty dzień, pajączek spaceruje po suficie, ja czekam na dogadanie się szpitala z jakąś klinika specjalistyczną. Tam byłby przeprowadzony zabieg.

Zabierają gdzieś staruszka, na jego miejsce przychodzi starszy rolnik, już kiedyś po udarze. Niestety, mocno przygłuchy. Rodzina przychodzi, krzyczą , żeby słyszał. Mają pięćdziesiąt uli, chory  dokładnie instruuje ich, co i jak mają robić, bo w nocy przymrozki. Kobyła się oźrebiła, ale źrebak nie chce ssać siary. Mówi im, co i jak mają robić. Jabłonki i wiśnie całkiem zmarzły.  Martwi się o koty, bo przecież w marcu musiał zabrać kotce i zakopać  sześć kociaków. A niech to. Słucham piąte przez dziesiąte, bo to jest jakiś dziwny język. Niby polski, ale z dziwną intonacją, pozbawiony wyraźnych samogłosek, akcentowany w zaskakujący sposób i co najdziwniejsze - w rozmowie powtarzane jest po kilka razy to samo zdanie. To, które według rozmówcy niesie istotną wiadomość. _"Rozmawiałem z lekarzem. On przyjdzie jutro.. Zabierają ciebie do szpitala, do K. On będzie jutro. Jak coś potrzeba to mów. On będzie jutro, a ciebie zawiozą do ,innego szpitala. Nie zapomnij swoich pastylek.  On przyjdzie jutro, to powie."

Do cukrzyka przychodzi  w odwiedziny jego opiekunka, prosta, ale miła i inteligentna starsza kobieta. A ten zaczyna jej wymyślać, grozi, że nie zapłaci, o wszystko ma pretensje. Wydaje rozkazy. Twarz robi mu się zła, wzrok wściekły. 

Dla mnie to były  peerelowski działacz, kierownik, dyrektor - wypisz, wymaluj.. Jedyny tu nie rolnik. 

Z Piotrkiem menelem coraz gorzej, już prawie nie reaguje na nic, ledwo co zje. Ale w nocy chrapie.

Jedenasty dzień -w końcu coś miłego.  U cukrzyka pojawił się jakiś groźny wirus, idzie do jedynki-izolatki. A stamtąd przywożą chorego po dwóch udarach, w szpitalu chwilowo, bo dostał  zapalenia płuc.  Nie chodzi o chorego, tylko że z nim  siedzi w sali jego żona. Starsza kobieta, widać, że ze wsi, mówi w tym dziwnym polskim.  Karmi męża  wlewami do żołądka pięć razy dziennie. Mąż reaguje tylko na głośny hałas przy uchu. Wtedy otwiera na kilka sekund oczy i... tyle. I tak już dziewięć lat. Do tej pory w domu.   Do szpitala kobieta przyjeżdża codziennie rano, siedzi przy mężu do szesnastej. Też już chyba miała dosyć samotności w tej szpitalnej jedynce, więc miło sobie rozmawiamy, znajdujemy - o dziwo - wspólne tematy.  Po szpitalu musi jechać do domu i narąbać drewna, rozpalić w piecu.  Rąbie to drewno codziennie, mówi że bardzo to lubi. Rozmawiamy o założeniu c.o. w domu, doradzam co najtańsze i najlepsze. 

Dwunasty dzień - menela Piotrka szykują do hospicjum. Niewydolność wątroby, marskość w ostatnim stadium. Jeszcze niedawno chodził... Dał nam popalić wszystkim w szpitalu, ale jakaś żałość mnie ogarnia, kiedy patrzę na niego. 

Rolnik od pięćdziesięciu uli jedzie do innego szpitala w K. na specjalistyczne działania. 

Pojawia się inny - ooo..., co za  pozytywna postać. Ma bezwładne nogi, nie chodzi. Przeszedł skomplikowane leczenie nóg z przeszczepem kości, koniec końców zakażono go gronkowcem złocistym. Ratując mu życie, spowodowano utratę władzy w nogach. Ale jest uśmiechnięty, ze swadą opowiada o swoich szpitalnych przeżyciach.  _"Mam dla kogo żyć..." i opowiada o swoich wnukach, jacy są wspaniali.   Ma cewnik, salowe chcą założyć mu pampersa - "Nie, nie trzeba." -"No jak to, co ty chłopie opowiadasz?!" _"Nie, bo ja na twardo, żona już wie o której godzinie, łapie w rękę i p[o problemie." Ożeż ty!.. Okazuje się, że mieszkają tuż obok szpitala, żona regularnie kilka razy przychodzi w określonym czasie.  Kolejna do Nobla... Przychodzi jego syn, wygląda na inteligenta, ma dobrze prosperującą firmę.

No i wreszcie jest wiadomość o moim dalszym losie - mam zarezerwowany termin zabiegi w klinice w P.

Wypuszczą mnie na przedłużony weekend do domu, jeśli ostatnie wyniki badania krwi będą ok i pikawa będzie spokojna.

No i udaje się - jadę do domu, a po długim weekendzie mam się zameldować w klinice w P. 

 

Ten świat równoległy gdzie ni z tego ni z owego mnie skierowano, to nie tylko świat ludzi starych, chorych, stojących na ostrzu końca życia - bo były momenty, że się z nim utożsamiałem. Ale to też świat jakichś zupełnie innych ludzi, tak jakby Polska leżała w kosmosie na dwóch różnych planetach. To polska ludzi wrośniętych w wieś,  wrośniętych w  powiatowe miasto. Osiemdziesiąt, dziewięćdziesiąt lat upłynęło. Nic ich stąd nie ruszyło i nie ruszy. Nie potrzebują  zmian, niczego nie chcą. Ich dzieci i wnuki wyfrunęły.  Do Anglii, Irlandii, Niemiec, Norwegii. A ci  tu tkwią, cierpiąc i  powoli odchodząc ...   

Jedyną nitką łączącą mnie z pozostawionym światem, była jedna osoba - przemiła pani doktor. Nie wiem, skąd ona się tam wzięła.

Dobrnąłem do końca... początku  pobytu w moim świecie równoległym. W klinice w P. świat równoległy objawił mi się w nieco innych kolorach. Ale chyba nie mam już siły, by  dalej  zagłębiać  się  w tą relację. Wiele rzeczy ważnych dla mnie nadal jest niewyjaśnionych i choć - idąc dalej -  obrosły one  dziwnymi, zaskakującymi i intrygującymi zdarzeniami - jestem tym wszystkim  po prostu rozbity.

Ale skoro notka - wg tytułu - ma być muzyczna, chciałbym  pokazać, że  zachowałem resztki dobrego samopoczucia. Jest taki nieco przewrotny utwór Randy Newmana "Harps and Angels" ("Harfy i Anioły"), w którym bohater porażony nagle przewraca się na ulicy, serce mu łomocze, leży twarzą przy ziemi, nie ma sił, myśli, że umiera. Więc - choć nie jest za bardzo religijny - odmawia na wszelki wypadek modlitwę proszącą do Boga. I modlitwa zostaje wysłuchana! Słyszy harfy i anioły, zbliżają się coraz bardziej, a kiedy wreszcie cichną, słyszy gniewny głos. Głos mówi: nie byłeś dobrym człowiekiem, nie byłeś złym człowiekiem, ty byłeś całkiem złym człowiekiem! Na szczęście dla ciebie, to jeszcze nie twój czas. Ktoś u mnie tam na górze popełnił po prostu błąd urzędniczy. Ale słuchaj, co chcę ci powiedzieć, nie będę powtarzał. To zapewni ci dobrą pozycję wyjściową, gdy przyjdzie twój czas. Przygotuj się, utrzymuj swój biznes w porządku, bądź przyzwoity, żadnego łapania za tyłek.

Piosenka kończy się słowami:

"Więc właściwie dla mnie najważniejsze w tej historii jest to,

że  naprawdę istnieje życie pozagrobowe.

I mam nadzieję, że spotkamy się tam wszyscy.

Chodźmy się napić"

https://www.youtube.com/watch?v=K8qtSoGdo



tagi:

Maginiu
27 maja 2025 17:24
15     781    15 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

Perseidy @Maginiu
27 maja 2025 19:15

Świetnie napisane, poruszające.

Muzyczny link specjalnie dla pana. Niech pana nie opuszcza nadzieja i ufność.

https://www.youtube.com/watch?v=tVXzQ6o3fns

zaloguj się by móc komentować

Henry @Maginiu
27 maja 2025 20:18

W szpitalu zanim dusza odejdzie to odchodzą kilogramy ciała.

Idąc do szpitala dobrze mieć z 10 kg nadwagi. 

Dużo zdrowia życzę - też rekonwalescent ;-)

 

 

zaloguj się by móc komentować

Trzy-Krainy @Maginiu
27 maja 2025 20:58

Podczas ostatniego leżenia w szpitalu całe Triduum Paschalne i Święta Wielkanocne byłem sam na sali, ale z Panem Jezusem.

Błogosławieństwa Bożego życzę!

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Henry 27 maja 2025 20:18
27 maja 2025 21:03

10 kg ... spadochron zapasowy ?

 

 

zaloguj się by móc komentować

Paris @Maginiu
27 maja 2025 22:41

Zdrowia  i  opieki  Bozej  zycze,  Panie  Maginiu,

zaloguj się by móc komentować

KOSSOBOR @Maginiu
27 maja 2025 23:37

https://www.youtube.com/watch?v=tufbM2TJoBs

Friar Alessandro, Panis Angelicus.

Żeby odgonić wspomnienia ze "świata równoległego" - :) gdyż... doskom\nale Pana rozumiem. Po przeżyciach szpitalnych świat zdaje się byc cudowny :)

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @Maginiu
28 maja 2025 07:29

jestem tym wszystkim  po prostu rozbity

Czas na poskładanie się na nowo. To wielkie wyzwanie.Z Bogiem.

 

zaloguj się by móc komentować

Czarny @Maginiu
28 maja 2025 07:50

Czyta się świetnie. Dziękuję.

zaloguj się by móc komentować

atelin @Czarny 28 maja 2025 07:50
28 maja 2025 08:26

Czyta się świetnie, bo świetnie napisane.

 

zaloguj się by móc komentować

atelin @Maginiu
28 maja 2025 08:32

Tak się zastanawiam: czy nie za słodko wygląda opieka szpitalna w Pańskiej opowieści?

I jeszcze jedno: właśnie napisał Pan scenariusz, przy którym takie gówna jak "Na sygnale" i "Doktor House" po prostu wymiękają. Nie wiem tylko komu powierzyłbym reżyserię, Smarzowskiemu czy komuś w stylu Barei. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @Maginiu
28 maja 2025 08:52

Po dwóch fajkach balkonowych stawiam na Smarzowskiego.

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @Maginiu
28 maja 2025 09:25

Życzę dużo zdrowia. Choroba, a zwłaszcza poważna, całkowicie zmienia nasz kąt postrzegania rzeczywistości. Ode mnie modlitwa. 

zaloguj się by móc komentować

Maginiu @atelin 28 maja 2025 08:32
28 maja 2025 10:36

Tak się zastanawiam: czy nie za słodko wygląda opieka szpitalna w Pańskiej opowieści? Tak, wiem, ale nie mogłem wszystkiego opisać. Ze względu na ludzi tam zatrudnionych. Te kobiety wyzywane od k..., od p..., myjące kilka razy dziennie każdego leżącego, te zrujnowane wnętrza i instalacje, fatalne łóżka. Te szpitalne jedzenie - wymyślane dania z tego co tanie i jakoś tam spełniające  szpitalne dietetyczne wymagania.  Zieje z tego naga prawda o tragicznym braku środków, o niedofinansowaniu. A mimo tego tomograf pracuje non stop, rezonans tak samo, USG również, chorzy czekają w sprawnym systemie kolejkowym. W tym szpitalnym szrocie pracują ludzie tak, jak bym nie chciał pracować za milion złotych.

Ograniczyłem się do opisania kontaktów z ludźmi, z którzy przewinęli sie przez moją szpitalną salę. W takim powiatowym szpitalu jest to mozaika całkowicie wyeksploatowanych ludzi, ze zrujnowanym zdrowiem i nieuleczalnymi śmiertelnymi zmianami, Mój syn powiedział, że na tym oddziale wyglądałem na jedyną osobę pozytywnie rokujacą.

Tekst początkowo róznił się znacznie od zamieszczonego, był... ponuracki i miejscami niepotrzebnie kąśliwy i szyderczy. No i na szczęście nie opisałem   swoich myśli, kiedy godzinami obserwowałem wędrującego pajączka po suficie. No i dobrze...

zaloguj się by móc komentować

stachu @Maginiu
28 maja 2025 11:02

W szpitalach są różne napisy, jak ostatnio byłem na badaniu, to był taki - "Szpital bez bólu". W czasie badania wyszło, że to nie prawda.

zaloguj się by móc komentować

atelin @Maginiu 28 maja 2025 10:36
28 maja 2025 11:09

Cholera, wszystkim nam coraz bliżej.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować